Przystań

Miłosierdzia

Zapytaj o wiarę

21 kwietnia 2021

Jak wygrać z własnymi lękami?

Na początku chciałabym przeprosić za rozbudowane pytanie, ale ostatnio przezywam trudny okres. Jestem osobą wierzącą, kocham Boga. Wierzę w Jego Wszechmoc. Wierzę, że wiara i modlitwa potrafią czynić cuda. Niestety jest też we mnie dużo lęków. Mam z tym problem od szkoły podstawowej. Mam takie okresy w życiu, kiedy lęków i niepokojów jest więcej. Kiedy miałam większe kryzysy, chodziłam do psychologa, mam stwierdzone zaburzenia nerwicowe (...)

Potem, po kilku sesjach wszystko wracało do normy. Niestety ostatnio wiele rzeczy się nawarstwiło. Kłopoty zdrowotne moich bliskich, utrata pracy, stres związany z nową pracą no i pandemia. Doskonale wiem, że moje lęki i częste zamartwianie się, nie podobają się Panu Jezusowi. Wiem, że to sprawia Mu ogromny ból, cierpienie i jest mi z tym bardzo ciężko. Próbuję modlić się modlitwą: Jezu Ty się, tym zajmij, odmawiam codziennie różaniec. Staram się często odmawiać Koronkę do Miłosierdzia Bożego, czytam książki religijne, aby znaleźć pocieszenie i pogłębić moją wiarę. Modlitwa przynosi ulgę, ale potem znowu męczą mnie katastroficzne myśli. Strach o najbliższych (zwłaszcza o mamę), to obecnie mój największy problem. Wiem, że powinnam wszystko zawierzyć Opatrzności Bożej i to zrobiłam. Zdaję sobie sprawę, że będzie, tak jak Bóg będzie chciał. Przecież w codziennej modlitwie mówimy: Bądź Wola Twoja. Ja to rozumiem, ale tak bardzo chciałabym zdrowia w rodzinie, aby dobry Bóg oszczędził nas od koronawirusa i od złego. Kocham Jezusa, to mój Przyjaciel. Jest mi przykro, że moja wiara jest słaba i niedoskonała. Bardzo chciałabym kiedyś odważyć się na spowiedź generalną.

Bardzo proszę o radę. Co robić? Jak wygrać z lękami? Co zrobić, aby moja wiara, była jak wiara świętych i błogosławionych? Proszę o pomoc. Z Bogiem. Niech Chrystus błogosławi, wszystkim z Przystani Miłosierdzia.

 

Niestety nie jestem psychologiem i pewnie nie będzie to gotowa recepta, która wszystko załatwi. Mogę odpowiedzieć jak widzę to ja jako ksiądz. W czasie dość długiej posługi kapłańskiej nasłuchałem się niemało o ludzkich lękach i niepokojach. Dziś ten problem jest szczególnie trudnym doświadczeniem. Dotyczy on właściwie każdego wieku i stanu. Uważam, że w całej tej sytuacji my, ludzie wierzący, i tak jesteśmy w dużo lepszej sytuacji. Choć oczywiście to nie zmienia faktu, że także mamy prawo się w życiu bać. O ludzkim lęku w wielu miejscach mówi też Pismo Święte. Wydaje mi się, że nie ma na świecie ludzi bez lęków. Owszem są tacy, którzy skuteczniej na zewnątrz udają tzw. twardzieli, ale wewnątrz nie są wolni od czasem nawet wielu różnych lęków. Lęk to znak, że zaufanie tylko własnym siłom jest wielkim błędem. Ale również podobnie niebezpiecznym błędem jest przekonanie, że przez życie można przejść bez problemów. Im szybciej i „na serio” pogodzimy się z tą myślą, tym łatwiej będziemy mogli przygotować się na nawet nieoczekiwane doświadczenia. Umiejętność stawienia czoła i samym lękom i rzeczywistym problemom jest miarą naszej dojrzałości.

 

Obawiam się , że Autorka pytania sama siebie postawiła w arcyniekomfortowej sytuacji, ponieważ pozwoliła, by lęki Nią kierowały. A my nie powinniśmy pozwolić, aby lęki nas sparaliżowały, a nie daj Bóg, by zniechęciły do życia. Nie powinniśmy też biernie czekać z nadzieją, że same miną. Przeciwnie pomimo lęku wchodzić, jakby na przekór, w sytuacje, które nasze sumienie rozeznaje jako dobre i właściwe. Cieszyć się, że znowu się obudziłam, że jestem zdrowa, że zdrowa jest mama, że… Takich rzeczy można sporo nawet dziś wokół siebie znaleźć, ale pod warunkiem, że nie będę skupiać się na tym co jest złe i (tylko!) możliwe. Skupianie się na tym, co powoduje lęk sprawi, że rzeczywistość stanie się dla nas trudniejsza, niż jest naprawdę.

 

Napisałem, że my, ludzie wierzący, jesteśmy w szczęśliwszej sytuacji. Zatem teraz już kończę swoje wymądrzanie psychologiczne, a przechodzę do tego, do czego zostałem powołany. Zwracam się do Autorki, jako uczennicy Pana, osoby wierzącej.

 

Proszę modlić się nie o pokonanie lęku, ale o miłość. Jeśli jestem naprawdę zakochany w Bogu, to wszystko, co Bóg dokonuje w moim życiu, staje się dla mnie źródłem radości, a nie lęku. Św. Paweł napisał: „Miłość Chrystusa przynagla nas” tzn., że tylko ona może w nas stworzyć nowego człowieka. Człowieka bez lęków. Człowieka, który przestaje żyć dla siebie, a zaczyna żyć dla Pana Jezusa. Człowieka Bożej miłości.

 

To ta Boża miłość sprawia, że naszym chorobliwym lękom i niepokojom, w imię Jezusa Chrystusa, możemy rozkazać, aby w nas zamilkły. ROZKAZAĆ!!! My często jesteśmy za delikatni wobec naszych lęków, smutków i niepokojów. Trzeba obudzić w sobie całą Jezusową moc, a właściwie Jezusa w nas i pozwolić Mu, aby naszym życiowym burzom powiedział stanowcze: „Ucisz się!”

Życzę Bożej mocy!

 

© Copyright 2024 - Przystań Miłosierdzia